#magia
Pstryk. Poranny zgiełk. Lekkie podenerwowanie, ścisk w żołądku, jakieś mrowienie w kończynach, przejęcie pomieszane z euforią i ekscytacją. Cztery kobietki i nasz rodzynek. Włosy uczesane, zakręcone, upięte? Są! Strój podstawowy, dodatkowe stylizacje? Są! Akcesoria? Niech sprawdzę jeszcze….są! Co tu jeszcze? Acha, jakieś drobne przekąski dla najmłodszej córki. Pewnie po jakimś czasie trochę zgłodnieje. Czy na pewno to wszystko? A czy buty są? O rany, buciki odpowiednie do stroju przecież są potrzebne! Jak dobrze, że o tym pomyślałam. Wszystko jest! Uff. To zaraz możemy ruszać.
- Jak nastroje dziewczynki i chłopaku? Nie możecie się doczekać, tak jak ja? - rzucam naprędce zakładając płaszcz właściwie nie czekając na odpowiedź. Wiem, że tak. Każdy, no dobrze, niech będzie każda przeżywała to już od kilku dni. I to właśnie dziś jest ten dzień. Święto. Dziś idziemy do fotografa. Każdy będzie miał swój własny, osobisty, piękny, jedyny w swoim rodzaju portret.
Pstryk.
- Zbyniu, poczekaj, spójrz na palce, coś jest nie tak, widzisz? - zauważa Anetta.
- Acha, acha, dobrze, panie Adamie, proszę kciuk wyjąć na zewnątrz kieszeni, tak będzie l...