Zgniły poniedziałkowy listopad, czy może zgniły listopadowy poniedziałek, trochę deszczu, pełna i potwornie ciężka torba książek (wiedza waży! ), taksówka (tym razem autobusem nie dałam rady ), szpilki (bez dzieci pod pachą szaleję ), sukienka, klubokawiarnia, kawomistrz Darek, przemiła kierowniczka dyrektorka Dorota i trzy tak samo jak ja zwariowane, pozytywnie zakręcone Mamy (skoro chciały mnie wysłuchać, to z pewnością tak jest! ) Karolina, Karolina i Ola. I ich wspaniałe, takie miłe dzieci: Zoja, Alan, Jaś i Marysia. Dużo tych uśmieszków. Pewnie! A czemu miałoby ich nie być, skoro kolejne spotkanie z Frajdowiczami mogę zaliczyć do udanych. Znów dostałam wielką dawkę pozytywnej energii i znów wróciłam z nowymi pomysłami, za co Wam dziękuję. Ach, pomysłów wiele, jeszcze tylko trzeba mi czasu na ich realizację. Ale powoli, wszystko powoli, z pozytywnym myśleniem się uda. No właśnie! Powoli. Spotkanie może i malutkie, ale to za to przemilutkie i jakieś takie Slow…, choć nie wiem kiedy znów na pogaduchach minęły nam dwie i pół godziny. To pewnie jakaś magia…
A więc ja (zdania nie zaczyna się od A więc ). Ja, fanka komunikacji miejskiej (ten gatunek jest ju...