Będą same ochy i achy, bo nie da się inaczej. To było coś! Wielkie coś dla przesympatycznego sześcioletniego Boryska, cierpiącego na chorobę, której nazwy i tak nie zapamiętacie, a która powoduje, że chłopiec cofa się w rozwoju. To choroba nieuleczalna, ale pojawiło się światełko w tunelu. Potrzebne są jednak pieniądze. Gitarzysta zespołu PZPC, Maciek wpadł na pomysł zorganizowania koncertu charytatywnego dla Bohatera Borysa, bo, jak mówi Tata chłopca, to nie jakiś siusiumajtek, tylko prawdziwy bohater przebijający nawet Batmana czy Spidermana. W końcu jego wróg jest naprawdę wielki.
Maciek wpadł na pomysł, a reszta zespołu wraz ze swoimi drugimi połówkami, rodziną Boryska i całą resztą pozytywnie zakręconych ludzi, czyli Drużyną Bohatera Borysa myśl wcieliła w życie. Powstało coś fantastycznego. Koncert z prawdziwie rodzinną, domową wręcz atmosferą, licytacja, której finał przeszedł najśmielsze oczekiwania organizatorów i kawiarenka ze słodkościami.
PZPC oznacza Poczucie Zdrowo Przegranego Czasu. Poczucie Zdrowo Przegranego Czasu, bo chłopaki Maciek, Rafał, Adam, Jacek i Krzysiek grają po godzinach zamieniając firmowe garnitury na trampki i T-shirty przegrywając ten czas na instrumentach z prawdziwą pasją i wielkim serduchem. To nie profesjonaliści, ale za to profesjonalnie podeszli do tematu pomocy dla Boryska. Mówi się, że diabeł tkwi w szczegółach i to prawda. Wydarzenie dopracowane było w najdrobniejszym szczególe. Począwszy od biletów wstępu, identyfikatorów, koszulek, przez akustykę, kawiarenkę po samo prowadzenie imprezy przez perkusistę Rafała czy licytację.
Widzowie, którzy nie zawiedli swoją frekwencją, i których było tyle, że trzeba było dostawiać krzesła, mieli okazję podziwiać najpierw występ młodych talentów – 10 przesympatycznych zdolnych dzieciaków, w przerwach wylicytować ciekawe przedmioty, a na koniec wysłuchać porywającego alternatynwgo rocka, przeze mnie nazywanego muzyką garażową.
Jako żona łysego gitarzysty, nazywanego Rumcjasem, albo Skawińskim przyłączyłam się do akcji. Przekazałam na licytację moje frajdowe krzesło oraz spacer z licencjonowanym przewodnikiem (czyli ze mną) po Gdyni. Na blogu przedstawiłam Wam też cudowną pracę mojej Mamy, czyli Sowi przybornik. Przejęte czekałyśmy w napięciu, mając nadzieję, że nasze oferowane gadżety „pójdą” choć za niewielką kwotę. Jakież było nasze zaskoczenie, gdy na sali odbywała się walka o każdy z nich. Poszły za 300, 270 (a może 280?) i 350 zł. Szaleństwo! Ależ byłam dumna! Krzesło trafiło do przedszkola im. Panienki z okienka w Gdańsku (obłędna nazwa!), w którym na co dzień przebywa Borys. Wyściskałam się z przemiłą panią Ewą, dyrektorką placówki. W ten sposób chciała dołożyć swoją cegiełkę na pomoc dla chłopca. Na spacer jestem już umówiona z panią Jolą. Myślę, że to będzie ciekawa wędrówka. A sowa trafiła do miłej dziewczynki, na moje oko siedmioletniej. Ja za to zamieniłam krzesło na cudnego, kolorowego jelenia – eko trofeum. Jeleń został wykonany z kartonu. Ależ mnie ujął! Dziś rano jako nowy członek naszej rodziny zjadł z nami śniadanie. Mam nadzieję poznać kiedyś osobiście autorkę dzieła, Tosię Półtorak. Moje dzieci wylicytowały książkę Syfon, pies taki jak Ty z autografem autorki Iwony Kamińskiej.
Cudnie, cudnie, cudnie. Więcej takich wydarzeń, więcej takich dobrych ludzi!!!
Osobiście bardzo dziękuję wszystkim przybyłym Frajdowiczom.
Chłopaki z zespołu szczególnie dziękuję Scenie Muzycznej Gdańskiego Archipelagu Kultury. Za wynajęcie sali nie wzięli ani złotówki.
Brawo!
Borysku, wszystkiego co najpiękniejsze dla Ciebie. Niech spełnią się marzenia Twoje i Twoich wspaniałych rodziców.
Niespodzianka! Konecrt został zarejestrowany. Możecie obejrzeć go TU.