Frajdowicze! Udało mi się w końcu spisać dla Was jedną z moich wakacyjnych podróży. Przyznam , że przygotowywanie na Frajdę relacji z wypraw dłuższych niż jednodniowa zajmuje dużo więcej czasu, niż myślałam. W pierwszej wersji wpis ten miał być dużo dłuższy, bardziej szczegółowy. Nawet połowę tego reportażu już miałam dla Was spisaną. Zmieniłam jednak trochę zamysł, bo gdyby iść tym tropem, to, jak to mówią, do grudnia bym tego dla Was nie przygotowała. Pomyślałam, żeby zrobić dla Was taki ekspresowy skrót po atrakcjach, które udało się nam odwiedzić.
Zacznę od małego poradnika, który będę zamieszczać przed każdą relacją z wyjazdu w góry.
Wyjeżdżając z dziećmi w góry zabieram:
• ciepłe ubranie, czapki, płaszcze przeciwdeszczowe, odpowiednie buty (kupuję je w Decathlonie, czasem udaje się nawet za 50 zł, dobre, sprawdzone, polecam!) i mini apteczkę (leki na gorączkę, ból brzucha/biegunkę, alergię – pyłkowicę, ukąszenia owadów, plastry, wodę utlenioną)
• przewodniki, mapy – bez papierowych się nie ruszam, elektronicznym nie do końca wierzę. Część z nich należy kupić przed wyjazdem, by się już trochę przygotować, część można kupić na miejscu
• to najważniejsze co zabieram, o innych rzeczach już pisałam. Zajrzyjcie TU
Wyprawka dla niemowlaka (część akcesoriów można kupić na miejscu, ja jednak, jeśli tylko mam taką możliwość, wolę zabrać wszystko ze sobą, by nie biegać po sklepach):
• ubranka (także dodatkowe ciepłe, czapki)
• pieluchy
• podkłady do przewijania
• mokre chusteczki
• 2-3 pieluchy tetrowe
• jeśli maluch nie jest już karmiony piersią mleko, zupki, kaszki, butelki
• kocyk
• książeczki, zabawki, grzechotki
• chusta do chustowania lub jeśli dziecko ma już przynajmniej 6 miesięcy odpowiednie nosidełko
• wózek z moskitierą
Co zabrać na długą drogę autem ( i nie mam tu na myśli bagażnika ):
• suchy prowiant, wodę mineralną, herbatę w termosie – proponuję zabierać przekąski, po zjedzeniu których Wasze auto nie będzie brudne, unikajcie czekolady i tego typu produktów
• podręczna wyprawka dla niemowlaka – musicie mieć przy sobie podstawowy zestaw: pieluchy + chusteczki + butelki + mleko + gorąca woda w termosie + zupka + ubranko na zmianę + zabawka
• ubranie na zmianę dla starszych dzieci
• kolorowanki + kredki, ołówki
• ulubiona zabawka, przytulak
• poduszka, kocyk
• polecam też gry typu Piotruś, Zagadki Smoka Obiboka (karty ze zgadywankami, które możecie też zrobić sobie sami), karty do gry np. w wojnę.
• płyty z ulubioną muzyką dzieci
• jak się już znudzą wyżej wymienione patenty proponuję zabrać na czarną godzinę laptopa, tablet lub mini odtwarzacz DVD, by włączyć dzieciom bajki. To ratuje gdy zamiast wesołych smerfów w aucie mamy już tylko same smerfy Marudy
Jak motywuję dzieci do chodzenia po górach:
• przy wejściu na szlak robimy sobie z dziećmi krótką pogadankę o tym gdzie jesteśmy, gdzie idziemy i po co, co możemy zobaczyć po drodze. Pomagają mi w tym np. przygotowane wcześniej notatki ze zdjęciami o florze i faunie występującej w danym miejscu (często Parku Krajobrazowym czy Narodowym). Proponuję dzieciom zabawę w poszukiwanie tych wspomnianych właśnie skarbów oraz wszelkiego rodzaju kamyczków, patyczków, strumyków i innych takich. Tu przydają się lupy i lornetki, a także słoik, woreczek, lub pudełko na znaleziska. Za ciężki wysiłek obiecuję im na szczycie nagrodę np. w postaci pieczątki do przewdonika czy lodów (jesteśmy wakacyjnymi lodożercami). Nie mówię jednak na starcie co to będzie, bo nigdy nie wiadomo, jak będzie zaopatrzone schronisko. Dla dzieci za ten ogromny wysiłek tak naprawdę najważniejsza jest pochwała i duma z nich za to co wielkiego dokonały. Chcwalić więc, chwalić, chwalić!
• rozmowa, rozmowa, rozmowa – droga na szczyt, często bardzo długa, to świetny moment do rozmów na każdy temat. Jak zaczyna się bunt albo marudy zaczynam nowy, intrygujący temat. Rozmawiamy też o tym jak odpowiednio zachowywać się na teranie Parków Krajobrazowych, Narodowych
•pozwalam, by dzieci mnie prowadziły. Muszą szukać wciąż oznaczeń koloru szlaku po to, by trzymać się właściwej drogi i się nie zgubić. Ależ są dumne, kiedy znajdują na drzewach kolejne oznaczenia
• odpoczynek – co jakiś czas, stosownie do wieku dziecka należy robić odpoczynek (wierzcie lub nie, ale częściej to ja potrzebowałam tego odpoczynku niż moje dzieci). Mam wtedy też dla nich herbatnika, biszkopta, lub inną motywującą przekąskę.
• bursztynek – zawsze zabieram ze sobą ten cudotwórczo działający kawałek doskonałej żywicy. Gdy bolą nogi, pojawi się jakieś otarcie albo smutna mina wystarczy trochę natrzeć….
Dzieci idą, idą, a ja czołgam się gdzieś za nimi.
Wystarczy tylko troszkę dobrej woli, trochę się postarać a przekonacie się , jak dzieci chętnie idą. W drodze i na samym szczycie trzeba je chwalić, chwalić, chwalić. Należy się za taki wysiłek. Przez kilka lat podróżowania przekonałam się, że dzieci potrafią dokonać więcej niż nam się wydaje. I często są dużo dzielniejsze od nas samych. Trzeba tylko trochę od nich wymagać i w nie wierzyć.
Karpacz, 2011, 12 dni, podróż z dwójką dzieci w wieku dokładnie 5 lat i 3 miesiące oraz 3 lata i 9 miesięcy
Karpacz – siostrzane miasto Gdyni, miasto ludowych zielarzy-laborantów, tragarzy lektyk, Karkonoszy i najwyżej położonego n.p.m. Urzędu Miejskiego w Polsce.
Tor saneczkowy – Świątynia Wang – Muzeum Zabawek – Park Miniatur w Kowarach – Park Linowy – Western City –Muzeum Sportu i Turystyki – Basen w Hotelu Gołębiewskim – Samotnia i Kocioł Małego Stawu - Zapora na Łomnicy – Dom Else Ury - Apteka pod Złota Wagą – Jelenia Góra – Żółtym szlakiem do kaplicy św. Anny – Śnieżka
Każdy dzień pobytu w Karpaczu niósł ze sobą mnóstwo wrażeń i atrakcji. Przeżywałyśmy go mniej lub bardziej intensywnie zawsze kończąc na placu zabaw w wielkim ogrodzie pensjonatu. Dzieciaki, pomimo długich wyjść w góry czy na inne wycieczki, szybko regenerowały siły i bawiły się na podwórku nawet do późnego wieczora.
Dzień pierwszy
Przyjechaliśmy na miejsce około 17.00. Zakwaterowaliśmy się w pensjonacie Arnika (który zarezerwowałam mniej więcej 2 tygodnie przed przyjazdem, wyszukując go w serisie internetowym). Pensjonat doskonały! Czysty, z fantastycznym domowym jedzeniem, usytuowany w Karpaczu Górnym z przepięknym widokiem na Śnieżkę. Pokoje z łazienkami. Miła obsługa. Koszt noclegu z wyżywieniem trochę większy niż przeciętnie, ale warto. Polecam!
Zrobiliśmy wizję lokalną miasteczka. Udaliśmy się na Letni Tor Saneczkowy, znajdujący się w samym sercu miasta. Świetna zabawa. Oczywiście dzieci w takim wieku mogą jechać tylko pod opieką dorosłych. Tego dnia był jeszcze z nami mój mąż, więc mogliśmy się podzielić dziećmi i skorzystać z tej atrakcji.
Dzień drugi
Niestety musiałyśmy się pożegnać z naszym rodzynkiem. On wrócił do Trójmiasta, a my zostałyśmy same (o wyprawach w góry sama z dziećmi pisałam TU). Zawsze jest nam wtedy smutno. Zaraz jednak ruszyłyśmy zwiedzać, czas więc nam szybko mijał. Tego dnia zwiedziłyśmy Świątynię Wang – drewniany kościół pw. Naszego Zbawiciela w Karpaczu Górnym. Powstał on na przełomie XII/XIII wieku w miejscowości Vang w południowej Norwegii. Budowlę przeznaczoną do rozbiórki zakupił w XIX wieku król Prus Fryderyk Wilhelm IV. Dzięki staraniom hrabiny Fryderyki von Reden kościół trafił w Karkonosze. Godziny i koszty zwiedzania znajdziecie TU.
Na cmentarzu przykościelnym znajduje się grób pana Henryka Tomaszewskiego – twórcy i wieloletniego dyrektora Pantomimy Wrocławskiej. Następnie udałyśmy się do Muzeum Zabawek, którego ekspozycja (ponad 1000 zabawek ) to prywatne zbiory właśnie pana Henryka. To była jedna z największych atrakcji dla moich dziewczynek.
Dzień trzeci
Park Miniatur w Kowarach – z Karpacza do Kowar udałyśmy się PKSem. To urocze miasteczko, które prawa miejsce otrzymało w 1513 roku. Więcej o nim możecie przeczytać w przewodnikach. Z przystanku do Parku Miniatur musiałyśmy przejść kawałek piechotą. To świetne miejsce, w którym na terenie słynnej kowarskiej fabryki dywanów zgromadzono ponad 30 obiektów – zabytków regionu w skali 1:25. Po „minizabytkach” oprowadzają przewodnicy. Zobaczyłyśmy i Światynię Wang i "latające talerze" na Śnieżce i wiele pięknych pałaców i zamków.
Po obiadokolacji udałyśmy się piechotą do Parku Linowego Tarzan, który znajduje się tuż za Rezydencją Biały Jar. Wspomniałam Wam kiedyś na blogu, że kochamy parki Linowe. To był pierwszy, w którym dziewczynki szły w prawdziwej uprzęży. Każdy park jest inny i rządzi się swoimi prawami. Tu trasa dla najmłodszych dzieci Baby Tarzan znajdowała się jakiś metr nad ziemią. Zabawa była świetna, ale trasa, pomimo tego, że nisko nad ziemią wcale nie była łatwa. Gdyby nie inne mamy, sama nie poradziłabym sobie tam z dziewczynkami. Każda z mam ustawiła się w innym punkcie, dzięki temu wszystkie dzieciaki sprawnie i bezpiecznie pokonały trasę i miały przy tym ogromną FRAJDĘ.
Dzień czwarty
Western City w Ściegnach – do tego westernowego parku rozrywki udałyśmy się PKSem. Dzięki temu, że od przystanku musiałyśmy przejść jeszcze jakiś kilometr piechotą znalazłyśmy po drodze takie cuda:
A w miasteczku raj dla miłośników Dzikiego Zachodu (czyli dla mnie ). Strzelanie z łuku, przejażdżki konne, bryczką, konkursy, jazda na szalonym (sztucznym) byku, napad na bank i wiele wiele innych atrakcji. Tam można spędzić cały dzień! Polecamy!
Do pensjonatu wróciłyśmy uroczą ciuchcią.
Dzień piąty
Zrobiłyśmy sobie taki miły, spokojny, spacerowy dzień Były lody, dmuchany zamek, Ślady Zdobywców (himalaistów) na skwerze przed Urzędem Miasta i Muzeum Sportu i Turystyki Regionu Karkonoszy. Czy Wasze dzieci widziały już na jakich nartach i saniach jeździło się przed laty? Albo może w jaki sposób tragarze wnosili na Śnieżkę w lektykach...no właśnie kogo? Jeśli nie koniecznie się tam wybierzcie. Ciekawa jest także ekspozycja dotycząca przyrody Karkonoszy.
Dzień szósty
To był jedyny dzień, który już od samego rana przywitał nas deszczem. Do tego towarzyszyła mu bardzo gęsta mgła. Właściwie tak mlecznej, gęstej jeszcze nie widziałam. Widoczność była może na jakieś 20 metrów. Niesamowite zjawisko. Postanowiłyśmy tę aurę wykorzystać i udać się na basen do Hotelu Gołębiewski. Po obiadokolacji grałyśmy w gry w pensjonacie. Wolicie widok na hotel taki:
czy taki:
.
Dzień siódmy
Na szczęście wróciła piękna pogoda. Bardzo dobrze, bo zaplanowałam wyjście w góry. Jeszcze przed śniadaniem spakowałam do plecaka najpotrzebniejsze rzeczy: kurtki przeciwdeszczowe, polary, długie spodnie, suchy prowiant, czyli kanapki + gorzką czekoladę i herbatniki, wodę mineralną, a także mini apteczkę, przewodnik i mapę. Dziewczynki zabrały też ze sobą lupę i lornetkę, by wypatrywać skarbów. Zaraz po śniadaniu około godziny 9.30 ruszyłyśmy pod kościółek Wang. Miałam trochę obaw, bo to było nasze pierwsze duże wyjście na szlak. Zastanawiałam się (na szczęście krótko) jak damy radę przejść tę trasę, byłam jednak dobrej myśli. Spod kościółka Wang szlakiem niebieskim udałyśmy się do schroniska Samotnia w Kotle Małego Stawu SPÓJRZ PANORAMA. Na starcie były tłumy. Na miejsce dotarło już dużo mniej osób.
Widziałyśmy też takie obrazki jak ten zaraz poniżej. Tego nigdy nie róbcie!:
Mówią, że Samotnia to najstarsze i najpiękniejsze karkonoskie schronisko (podobno zostało zbudowane z budy pasterskiej, wzmiankowanej już w 1760 roku). Potwierdzamy, rzeczywiście to miejsce jest niezwykłe! Przepiękne! Udało się nam tam dotrzeć. Byłam niezwykle dumna i radosna. Nie mogłam się dziewczyn nachwalić! Dały radę. Tam zrobiłam dzieciom jedno z najpiękniejszych (moich ulubionych) pamiątkowych zdjęć do albumu rodzinnego. Spacer był wspaniały. W schronisku kupiłyśmy pocztówki i otrzymałyśmy pieczątkę. Kupiłam także w nagrodę za dzielną wędrówkę lizaki. Dojście do celu zajęło nam (o ile dobrze pamiętam) około 3 godzin, czyli trochę więcej niż podają drogowskazy czy przewodniki. To bardzo uczęszczany szlak, po drodze spotkałyśmy wiele osób. To dawało mi poczucie bezpieczeństwa. Wróciłyśmy tą samą drogą (zejście zajęło nam już mniej czasu, wróciłyśmy do pensjonatu na obiadokolację około godziny 16.00). Polecam, to szlak jak najbardziej dla dzieci!
Dzień ósmy
Po intensywnym dniu w górach kolejny dzień upłynął nam na miłym spacerze na zaporę na Łomnicy, która znajduje się w centrum Karpacza. Podobno rzeka Łomnica o długości 20 km jest jedną z najdzikszych i najniebezpieczniejszych górskich rzek Karkonoszy. W przeszłości zniszczyła wiele domów, gospodarstw, a nawet linię kolejową. W latach 1910 – 1915 w ramach projektu przeciwpowodziowego wybudowano zapory przeciwrumowiskowe, między innymi tą, która tworzy malowniczy zalew oraz chętnie odwiedzany przez turystów wodospad. Pomoczyłyśmy nogi w rzece, poopalałyśmy się na znajdujących się w pobliżu ławkach. W dalszej części dnia wysłałyśmy pocztówki do babci i dziadka oraz znalazłyśmy ciekawy dom, w którym kiedyś mieszkała pani Else Ury – znana niemiecka autorka książek dla dzieci i młodzieży. Odwiedziłysmy też Aptekę pod Złotą Wagą, w której znajduje się wystawa starego szkła aptecznego i przyrządów aptekarskich.
Dzień dziewiąty
Urządziłyśmy sobie wycieczkę PKSem (spod Białego Jaru) do Jeleniej Góry, stolicy Sudetów Zachodnich. W przewodniku wyczytałam, że wg legendy miasto założył Bolesław Krzywousty, który podczas polowania zapuścił się tu w pogoni za jeleniem (stąd podobno nazwa grodu i herb miasta). Wchodząc przez Bramę Wojanowską zwiedziłyśmy rynek, zajrzałyśmy do ratusza z tajemniczą studnią w środku oraz obejrzałyśmy odlane z brązu popiersie księcia Bolesława Krzywoustego, odkryłyśmy pozostałości po szynach tramwajowych, a w zabytkowym tramwaju kupiłyśmy pocztówki i bajkowy przewodnik po Jeleniej Górze, przyjrzałyśmy się też fontannie z Neptunem. Dodatkowo dzieciaki miały trochę radości na trampolinie, a już z pewnością wszystkie miałyśmy wielką radość zaglądając do sklepu z antykami i starymi książkami. Do czytania na wieczór nabyłyśmy książkę o Duchu Gór – Liczyrzepie.
Wracając na przystanek PKS znalazłyśmy się także w „Absolutnym Centrum Miasta”. Wycieczka bardzo się nam podobała.
Dzień dziesiąty
Byłyśmy niezwykle szczęśliwie, bo od samego rana był już z nami nasz rodzynek. Tego dnia chcieliśmy wybrać się na Śnieżkę, wjeżdżając najpierw wyciągiem krzesełkowym na Kopę. Niestety z powodu bardzo silnego wiatru wyciąg był nieczynny. Postanowiliśmy szybko zmienić plany i udać się z Górnego Karpacza żółtym szlakiem do kaplicy św. Anny. Droga była niezwykła, taka trochę mroczna, tajemnicza niczym z baśni braci Grimm. Nie pamiętam ile zajęła nam ta wędrówka, ale pamiętam jakie pyszne, słodziutkie maliny jedliśmy po drodze. Nigdy takich nie kosztowaliśmy, to był niezapomniany smak. W nagrodę za wysiłek mogliśmy podziwiać uroczą kaplicę. Pierwsza wzniesiona w XIII wieku została zniszczona, obecną, barokową, wzniesiono w latach 1718-1719 na rzucie elipsy i przykryto kolebkowym sklepieniem. Tuż obok znajduje się źródło zwane Dobrym lub Miłości. Największą atrakcją dla dziewczynek była poznana legenda. Podobno ten kto siedmiokrotnie okrąży kaplicę z wodą ze źródła w ustach zapewni sobie szczęście w miłości. Oj biegały dziewczyny, biegały!
Dzień jedenasty
Wyprawa na Śnieżkę. Udało się! Czekałam na ten moment cały pobyt w Karpaczu. Dopisała pogoda i humory. Z samego rana spakowałam plecak (RADA! koniecznie zabierzcie ciepłe ubrania!) i udaliśmy się na wyciąg. Oto dlaczego czekałam z tą wyprawą na męża. Nie chciałam wyruszać z dwójką dzieci sama piechotą na Śnieżkę, a z wyciągu krzesełkowego, który wjeżdża na Kopę (dzięki czemu droga na Śnieżkę znacznie sie skraca) trudno by mi było skorzystać samej z dwójką dzieci.
We dwójkę mogliśmy skorzystać z wyciągu.Nie martwcie się, obsługa pomaga przy wsiadaniu i wysiadaniu z krzesełek. Miejska Kolej Linowa na Kopę łączy Karpacz z Grzbietem Głównym Karkonoszy. Pozwala ona na skrócenie drogi na Śnieżkę. Wjechaliśmy na Kopę, dalej udaliśmy się w stronę Domu Śląskiego na szybką herbatę. Od schroniska na szczyt Śnieżki (1602 m n.p.m.) można wejść stromą ścieżką zgodnie ze znakami czerwonymi i czarnymi (my taką wybraliśmy) albo łagodniejszą drogą wiodącą zboczem góry zwaną Drogą Jubileuszową (tą drogą schodziliśmy).
Dotarliśmy na szczyt. Widoki w trakcie wspinania się były przepiękne. Dzieci poradziły sobie świetnie, Wam też polecam. Na szczycie było bardzo zimno! (pamiętajcie , zabierzcie ze sobą ciepłe ubrania!) i mnóstwo ludzi. Podziwialiśmy kolejne widoki, kaplicę św. Wawrzyńca, w której raz w roku (10 sierpnia) odprawiana jest msza święta w intencji przewodników górskich oraz budynek Obserwatorium Meteorologicznego przypominający spodki i nazywany „latającymi talerzami”. Dostaliśmy pieczątkę do przewodnika od samego Ducha Gór i skorzystaliśmy z najdroższej w naszym życiu toalety (3 zł za osobę ).
Zdobycie tego szczytu to była dla nas wszystkich wielka radość. Wspaniałe zakończenie wakacji w Karpaczu.
W Karpaczu i okolicach jest jeszcze wiele innych atrakcji. Spróbujcie i Wy. Życzę Wam wesołych wakakcji.
My byliśmy w Karpaczu jak córeczka miała 7 miesięcy. Było strasznie gorąco i nie udało nam się wejść na Śnieżkę. W tym roku planujemy tam wrócić z naszym małym zdobywcom :) Na pewno przyda nam się namiar na nocleg.
Radziłabym zakupić książeczki PTTK GOT, zbierać pieczątki (przede wszystkim ze schronisk) i zbierać punkty na odznaki GOT. My przez ostatnie trzy lata z trochę starszymi dziećmi zdobyliśmy odznaki popularne, male brązowe i małe srebrne. Satysfakcja i radość jest olbrzymia. :) A przed nami kolejne wyzwania. :)
Świetne! Też miło Karpacz wspominam, choć byłem tylko 3 dni, służbowo. Wiem, że zabiorę tam kiedyś rodzinę. Pozdrawiam.