Życie jest jak pudełko czekoladek. Nigdy nie wiesz co Ci się trafi.
Tak powiedział kiedyś m.in. Forrest Gump. Jakież to prawdziwe. A ja kocham życie, tak jak i kocham takie pudełka czekoladek! Zwłaszcza zupełnie nowe, których jeszcze nigdy nie kupiłam czy nie dostałam, nie widziałam, wspaniale opakowane, przyciągające wzrok, kuszące. Ta chwila rozpakowywania takiego pudełka jest zawsze piękną i ekscytującą chwilą w moim życiu. Lubię robić to z odpowiednim namaszczeniem, a potem cieszyć oko tym co widzę w środku. Oglądam, zastanawiam się co kryje w sobie każda z tych malutkich cudeniek i nie mogąc się doczekać kosztuję pierwszą, wydającą się być bardzo smakowitą, czekoladkę.
Mój mąż wiele podróżuje służbowo po świecie i już doskonale wie, że najlepszym prezentem jaki może mi przywieźć z takiej podróży to właśnie pudełko czekoladek. Z tego cieszę się najbardziej. Cieszę się jak dziecko! To zazwyczaj pudełko piękności, smakowitości, słodyczy jakich ani ja, ani dziewczynki nie jadłyśmy i nie widziałyśmy. Nie muszę wychodzić z domu, by poczuć smak Francji czy innego zakątka świata.
No właśnie. Nie widziałyśmy. Mówi się, że jemy oczami, dlatego tak ważne jest jak jedzenie jest podane. Większość istot ludzkich to wzrokowcy. Karmimy się tym co piękne. Ja lubię cieszyć oko pięknymi przedmiotami, otaczać i cieszyć się nimi, niekoniecznie je posiadając. Tak koloruję sobie życie. Piękno kojarzyć się też może większości z luksusem, ale czy musi tak być? Zdradzę Wam receptę na moje „luksusowe piękno” podczas Świąt Bożego Narodzenia.
Grudzień to dla mnie wyjątkowy miesiąc. Pisałam Wam już o tym, że po pierwsze to czas Świąt, po drugie zaczyna się zima, którą lubię i po trzecie to miesiąc moich urodzin. Staram się wiec, aby wszystko w tym miesiącu było piękne. Z początkiem grudnia zakładam sobie specjalny zeszyt i przygotowuję listę rzeczy, które przed Świętami chcemy wspólnie z rodziną zrobić. Na liście znajduje się m.in.: napisanie listu do Świętego Mikołaja, wykonanie kartek świątecznych (o tym pisałam Wam TU w zeszłym roku), upieczenie i udekorowanie pierników, lepienie pierogów, małe porządki i… prezenty.
Prezenty to coś, co szczególnie lubię robić. Są dla mnie bardzo ważne. Wiecie dlaczego? Bo robiąc je intensywnie myślę o osobach, które chcę obdarować. I to jest w tym najwspanialsze! Nie tyle sam fakt wręczania prezentu (choć to też dla mnie ogromna FRAJDA), ale to ile naszych myśli wypełnia ta osoba, którą obdarowujemy. Staram się nie pytać tej osoby wprost, co by chciała otrzymać. Wręcz bardzo tego nie lubię. Myślę, poszukuję, podpytuję innych, by uszczęśliwić ją możliwie jak najbardziej, zaskoczyć, sprawić radość. Od tych bardzo praktycznych wolę prezenty nieoczywiste, na które na co dzień ta osoba nie mogłaby lub nawet nie pomyślała o tym, by sobie pozwolić. I to właśnie bardzo lubię w Święta. Tę bliskość rodziny i przyjaciół nie tylko przy samym stole, ale i w naszych głowach i sercach.
Unikam też kupowania czy robienia (czasem prezenty robię własnoręcznie) prezentów na ostatnią chwilę. Przeżyłam coś takiego raz. Nigdy nie zapomnę tego stresu, bieganiny, przepychania się w zatłoczonych sklepach i sceny w jednym z nich, kiedy pani sprzedawczyni prawie straciła pukiel włosów próbując ściągnąć dla mnie zabawkę z wysokiego regału. Teraz wydaje mi się to być nawet zabawne, ale wtedy, uwierzcie!, nie było mi do śmiechu. O nie! To nie dla mnie! Zdecydowanie bardziej wolę zrobić plan działania na miesiąc przed i spokojnie go realizować.
Kiedy już mam w domu prezenty czeka mnie jeszcze coś bardzo miłego, co stanowi dla mnie jedną z najważniejszych świątecznych przyjemności. Zazwyczaj w wieczór przed Wigilią, kiedy dzieci już śpią, ja zasiadam sobie w dużym pokoju na podłodze, włączam miłą świąteczną muzykę lub film i zabieram się do pakowania podarunków. Ach, jak uwielbiam tę chwilę! Cisza, spokój, mąż jest gdzieś obok, odpoczywa i jestem ja i prezenty. Wyciągam wcześniej zakupiony papier oraz tasiemki, brokaty, wstążki, dziurkacze, stos kolorowych, wzorzystych kartek, sznurki, nożyczki, klej, taśmę klejącą, cekiny i co tam jeszcze tylko w szafie znajdę. I pakuję.
Uwielbiam, kiedy prezenty są pięknie zapakowane, kiedy mają dedykowany, ręcznie robiony karnecik, kiedy cały wygląd opakowania jest przemyślany i fantastycznie się komponuje. To już taka świecka tradycja w moim domu, która ma swój początek, kiedy urodziła się moja pierwsza córka. To już osiem lat. Wówczas na karnecikach napisałam nawet dla każdego wierszyk. Bliscy przyzwyczaili się już do tego i czekają z niecierpliwością w jakim wydaniu tym razem ujrzą swoje podarunki. Pomysły mam różne. Były już wszystkie kolory tęczy, barwy niekoniecznie kojarzące się z Bożym Narodzeniem, wstążki, kropki, paski, szyszki i inne. Frajdowicze. Pięć lat temu odbyłam tuż przed świętami ciekawą podróż do Paryża (pisałam Wam o niej TU). Na lotnisku wpadłam na pomysł zapakowania prezentów we francuskie gazety i obwiązania ich złotą tasiemką. Na karneciku nadrukowałam wieżę Eiffla i obsypałam złotym brokatem. Efekt był oszałamiający!
Jakiś czas temu szczególnie upodobałam sobie zwykły sznurek, który świetnie komponuje się z papierem w kolorze np. pudrowego różu. W tym roku również nie będę mogła mu się oprzeć. I tylko dziwię się , a nawet smucę, że nigdy nie zrobiłam moim cudeńkom zdjęcia. By natchnąć Was zdjęciami zakupiłam papiery, sznurek i …chyba w tym roku zrobię taki ciekawy miszmasz. Prezenty zostaną opakowane w różne papiery. Każdy będzie wyglądał inaczej, ale wspólną cechą będzie piękny karnecik.
Prace ręczne powodują, że się wyciszam, uspokajam. Dobrze jest tak podłubać, powyklejać, powycinać. To moja odrobina luksusu, którą funduję sobie i najbliższym. Czy trzeba wiele? Nie. Tylko nie mówcie, że nie macie czasu. Ja mam go tyle co i Wy, jednak tak go organizuję, by starczyło go na tę przyjemność. Warto się postarać.
Radość bliskich bezcenna. Dzieci też potrafią to docenić. Samo opakowanie już tak bardzo cieszy, że czasem przestaje być ważne to, co jest w środku, choć z drugiej strony ciekawość tego co tam jest jeszcze bardziej wzrasta. To jest właśnie tak, jak z tym pudełkiem czekoladek. Co za emocje! Wspaniale jest obdarowywać ludzi. Zawsze bardziej mnie cieszy dawanie niż dostawanie. Od jakiegoś czasu wyznaję także zasadę, że lepiej jest być niż mieć, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy otacza nas tak wiele i wiele możemy za niewielką cenę posiadać. Dlatego też od jakiegoś czasu stawiam na prezenty, które pozwalają moim bliskim spędzić miłe chwile, pokolorować życie, zrobić zdjęcie do rodzinnego albumu. Bo przecież bilet do kina, teatru czy na koncert, karnet na ulubioną aktywność sportową czy masaż albo dłuższa lub krótsza wycieczka to także wspaniały podarunek.
I warto rozejrzeć się wokoło. Może jest jeszcze ktoś oprócz naszych bliskich, kogo możemy tak obdarować?
A ja? Ja ucieszę się, gdy w pięknie zapakowanym pudełeczku znajdę czarującą, jedną jedyną , kuszącą, obłędnie smakującą czekoladkę. Taką, której jeszcze nigdy nie jadłam. Mmmmm, cóż to będzie za chwila doskonałej, ekscytującej przyjemności! Zapowiedź czegoś nowego! Życie jest piękne!
Wesołych Świąt!