Ach jak ja kocham październik!!! To jeden z moich ulubionych miesięcy. Absolutnie! Te wszystkie mieniące się kolory, jesienne słońce, zapach zgnilizny i wszechobecne dynie powodują, że wcale nie dopada mnie przygnębienie. Wręcz przeciwnie! Chce się działać, spacerować, kolorować sobie życie. Tym bardziej, że jedna z moich Smerfetek urodziła się w tym miesiącu i każdego roku jest okazja, by świętować urodziny z jesiennymi dekoracjami w tle. Wszyscy, którzy mnie dobrze znają wiedzą, że nie byłabym sobą, gdybym nie zorganizowała z tej okazji małego, domowego przyjęcia dla bliskich. Ja i dziewczynki znów jednak miałyśmy pomysł, by część tego świętowania odbyła się gdzieś poza domem.
Chłodne powietrze na dworze wcale nie sprawia, że trzeba zrezygnować ze świętowania urodzin na zewnątrz. Przeciwnie! Nie jeden raz już się okazało, że i przy niższej temperaturze można się świetnie bawić np. na polanie czy na plaży. Teraz miałyśmy ochotę wymyślić coś nowego. Mojej jubilatce marzył się wspólny wyścig rowerowy albo choć rowerowa wycieczka. Z przyczyn technicznych jednak trzeba było z tego zrezygnować. Szybko więc wymyśliła, by wspólnie z gośćmi udać się na wyprawę na naszą ulubioną Górę Donas. Usłyszała od nas głośne chóralne TAAAAKKK! Decyzja zapadła. Ustaliłam datę, godzinę, miejsce wyjścia i zaprosiłam gości. W dniu naszej uroczystości zapakowałam przekąski i inne drobiazgi. Wyruszyliśmy. Gdy dotarliśmy na miejsce wdrapaliśmy się na taras widokowy, zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie, a potem urządziliśmy sobie piknik u stóp gdyńskiej wieży Eiffla. Jubilatka zdmuchnęła symboliczną świeczkę z wielką gracją, a nam wcale nie było głupio śpiewać głośno „Sto lat”. Wróciliśmy do domu na pyszny obiad, tort i seans familijny „Kopciuszek”. Mieliśmy dynię na stole i na ekranie. I wiecie co? To był piękny dzień. Wiecie, taki, który się pamięta bardzo, baardzo długo.
Potraktujcie to jako inspirację. Banalnie prosto, tanio, a jednak z pomysłem i fantastycznie. Już planujemy kolejne, tym razem zimowe urodziny. Co będzie? Wspólne lepienie bałwana? Bitwa na śnieżki? Czy może wyjście na sanki? Czas pokaże. NIe mogę się doczekać!