Ależ mroźnie! Mroźnie i zdrowo! To wspaniała, piękna zima, z której trzeba korzystać ile tylko można. Tak zrobiliśmy właśnie dziś. Udaliśmy się całą rodziną autem na narty do Przywidza. Nie straszny był nam ziąb, chociaż przyznam, że nad ranem zastanawiałam się, czy to dobry pomysł, by zabierać trójkę dzieciaków na cały dzień na śnieg. Na szczęście wahałam się tylko chwilę.
W Przywidzu byliśmy po raz pierwszy. Jesteśmy bardzo zadowoleni z tej wycieczki. Jak wspominałam w poście o Gliczarowie nie jesteśmy wytrawnymi narciarzami, raczej znajdujemy się gdzieś na początku drogi (z wyjątkiem mojego męża), dlatego też zafundowaliśmy dziewczynkom (6 i prawie 8 lat) po jednej lekcji jazdy na nartach z instruktorem. Warto było. Przypomniały sobie podstawy, które poznały przed dwoma laty i chętnie zjeżdżały z 600 metrowego stoku.
W Przywidzu są bardzo dobre warunki do nauki jazdy na nartach i snowboardzie dla dzieci i początkujących. 600 metrowy stok nie jest zbyt stromy, miejscami nawet płaski, co powoduje, że kilkulatki dzielnie radzą sobie podczas zjazdu. Jest też mały stok dla dzieci i narciarskie przedszkole.
Oprócz stoków jest też całe potrzebne zaplecze: wypożyczalnia sprzętu, szkółka narciarska i snowboardowa. Ogrzać można się w Karczmie, z czego najwięcej korzystałam ja i moja roczna córeczka. Nie ma tam co prawda przewijaków i krzesełek do karmienia, ale wystarczająca ilość miejsca pozwała swobodnie wykonać te czynności tak, by i nam było wygodnie i by nikomu nie przeszkadzać. Przykładowe ceny to: gorąca zupa – 5 zł, herbata – 3 zł, kawa – 4 zł, frytki – 6 zł. Wszelkie szczegółowe informacje znajdziecie na stronie, którą podałam.
Cała rodzina, choć lekko zmarznięta to bardzo zadowolona! Gorąco polecamy!
A co mamy dziś do czytania?
Cykl Czytanie na Dobranoc cieszy się chyba popularnością, bo otrzymałam kilka komentarzy od Was, co mnie bardzo raduje i za co bardzo dziękuje. W jednym z nich wspomnieliście o książce „Martynka”. Właśnie o niej chciałabym dziś napisać, bo serię tych opowiadań darzę szczególną sympatią i sentymentem. Gdy moje dwie starsze córki były malutkie czytałyśmy te książki niemalże na okrągło. Miałyśmy swoje ulubione tytuły, znałyśmy na pamięć wybrane cytaty. Moje dzieci uwielbiały, i tak jest w zasadzie do dziś, przygody przemiłej dziewczynki o imieniu Martynka. Wiele się też nauczyłyśmy śledząc coraz to nowsze historie z jej życia. Zwłaszcza ja wiele zawdzięczam tej istotce. Może komuś wydać się to dziwne, ale wczytując się w kolejne wersy inspirowałam się, zwłaszcza w kwestii spędzania wolnego czasu z dzieciakami, ale też wychowywania ich. Bo przecież Martynka jeździła konno, latała balonem, pływała w basenie i brała udział w kostiumowym przedstawieniu. Ach, i te cudne ilustracje! Martynko! Bardzo Ci dziękuję. Ciekawe jakie tytuły ukocha sobie najmłodsza z córeczek.
Załączam zdjęcia (niestety w dość kiepskiej jakości) dwóch tomów opowiadań oraz trzech pojedynczych tytułów, naszych ulubionych. Miłej lektury!