Ostatnio na Frajdzie akcje, spacery i relacje. Cieszę się, wiele się dzieje, ale tęskno mi było już za stworzeniem kolejnego postu dla Was. Cała jestem szczęśliwa, kiedy mogę podzielić się z Wami wrażeniami z moich osobistych wypraw z dzieciakami. Dziś będzie znów trochę o Parku Oliwskim. Tak, wiem, już o tym pisałam TU, ale tym razem skupię uwagę na czymś, co poprzednim razem zupełnie pominęłam. Pokazaliście już dzieciom może Duże Organy Oliwskie? Wybraliście się może na koncert do Katedry Oliwskiej, by Wasze pociechy nie tylko usłyszały niezwykłe dźwięki, ale i zobaczyły poruszające się, grające na trąbkach aniołki? To wielkie przeżycie dla dzieciaków.
Pod koniec maja, gdy moje starsze córy ruszyły z rana do szkoły, postanowiłam zabrać najmłodszą, prawie półtoraroczną, na wycieczkę do Katedry w Oliwie i Parku Oliwskiego. Chciałam pokazać jej wspomniane organy, grające aniołki, potem udać się do parku, a na sam koniec zjeść pyszne domowe pierogi w barze tuż obok katedry.
0 8.15 wyjechałyśmy z Dąbrowy autobusem linii 171 do Gdańska Oliwy. Podróż była dość męcząca, korki spowodowały, że zamiast pół godziny jechałyśmy około 50 minut. Mojej smerfetce już dosyć się nudziło. Nie działały już ani zabrane przeze mnie książeczki, flipsy, biszkopty, woda do picia, zabawka, ani nawet to, że wzięłam ją na kolana i pokazywałam widoki prze okno. Był płacz, marudy i ogólne zniechęcenie. Właściwie to się jej nie dziwiłam. Było gorąco i już zdecydowanie za długo. W końcu wysiadłyśmy. Płacz minął jak ręką odjął, wróciły nam uśmiechy. Przez Dom Bramny (zwany Domem Zarazy) ruszyłyśmy prosto do katedry.
W środku pospacerowałyśmy podziwiając nagrobki, ołtarze (ojej, ale to zabrzmiało, ale uwierzcie, wzięłam małą na ręce i opowiadałam tej mojej smerfetce o tym i o tamtym, a ona naprawdę zdawała się być całkiem zainteresowana tym co mówiłam ). Chwilę później włożyłam ją do wózka, koncert miał się wkrótce zacząć (o 10.00). Przespacerowałyśmy się jeszcze ambitem (obejściem wokół prezbiterium za ołtarzem głównym) i… smerfetka usnęła! Przespała koncert, wejście do parku. Spacerowałam , spacerowałam , spacerowałam i czekałam aż się obudzi.
Zanim napiszę co było dalej podsunę Wam moje notatki, które podczas kursu na przewodnika miejskiego musiałam sobie przygotować, a które dotyczą właśnie Dużych Organów Oliwskich . Przeczytajcie je sobie, przełóżcie na "język dziecięcy" i opowiedzcie swoim dzieciom tę ciekawą historię. Z pewnością im zaimponujcie, pewnie szczególnie opowiadając o cyfrach typu: budowane 25 lat, 7876 piszczałek itd. Wyobraźcie sobie, że jesteście właśnie w dawnym klasztorze i ktoś opowiada Wam tak:
Znajdujemy się właśnie w dawnym klasztorze cysterskim, obecnie w bazylice archikatedralnej, kościele p.w. Trójcy Świętej, NMP i św. Bernarda w Gdańsku Oliwie. Jesteśmy w zachodniej części nawy głównej, gdzie spoczywająca na czterech filarach rokokowa empora (muzyczny chór) unosi Duże Organy. Jaka jest historia organów? Otóż zakon cysterski, który na ziemiach polskich pojawił się pod koniec XII wieku, żył zgodnie z surową regułą, która zabraniała muzyki organowej do 1496 roku. Pomimo to pierwsze wzmianki o organach pojawiły się już w 1433 roku. W następnych dwóch wiekach pojawiły się kolejne instrumenty, fundowane przez różnych darczyńców, budowane przez różnych twórców. Instrumenty te niszczały. Budowano kolejne, które znowu ulepszano. Historie ich różnie się toczyły. Nadszedł wiek XVIII, a wraz z nim największy rozkwit całego opactwa w latach 1734-1772. Wraz z zamożnością klasztoru podnosiła się i kultura, dokładniej mówiąc m.in. oliwska muzyka. Pełniący wówczas funkcję opata Jacek Rybiński utworzył w konwencie oliwskim chór, zespół muzyczny. Nastąpił rozkwit muzyki organowej, a co za tym idzie postanowiono zbudować „na chwałę Boga i Najświętszej Panny” nowe organy. Tak się szczęśliwie złożyło, że do Gdańska przybył Jan Wulf z Ornety na Warmii, wnuk organmistrza Johanna George. Opat Jacek Rybiński najpierw zlecił młodemu Wulfowi przebudowę istniejących już małych organów. Udana konstrukcja spowodowała, że młody Wulf został wysłany na 3 lata do Niemiec, by udoskonalić swoje umiejętności u najwybitniejszych mistrzów. Po powrocie Jan Wulf przystąpił do zakonu, przyjmując imię Michał, po czym rozpoczął swe wielkie dzieło. Budowa trwała 25 lat, od 1763 r. do 1788 roku. Przy pracy pomagało mu 20-25 konwersów. Wielkie organy cynowo-drewniane Brata Michała zbudowane zostały w podkowę, zajęły cały głąb i boki muzycznego chóru, zmieściły się tam dzięki spiętrzeniu w trzech kondygnacjach. Filary i przód empory ozdobione są splotami bluszczu i kwiatów, wazami i postaciami aniołów. Cały prospekt organowy zdobią bogate rokokowe dekoracje snycerskie autorstwa brata Alanusa i rzemieślnika Grossa. Liczne figury aniołów – 11 dużych, 6 małych i 8 zupełnie malutkich trzymają w dłoniach poruszające się trąbki, puzony i dzwonki. Ciemna masa rzeźby ostro odcina się od białego sklepienia. Boczne okna na chórze zasłonięte zostały przez masyw organów, jedyne światło daje małe okno owalne, umieszczone na osi nawy. Posiada ono witraż pochodzący z roku 1768 przedstawiający Matkę Boska z dzieciątkiem Jezus i dwa anioły unoszące ponad nimi koronę. Pod sklepieniem nad witrażem znajduje się wizerunek Ducha Świętego w postaci gołębicy. Organy zwężają się ku oknu. Po obu stronach pod sklepieniem umieszczono na prospekcie organowym gwiazdy, słońce i księżyc, które również są ruchome. Organy brata Michała posiadały 3 manuały, 83 rejestry, 5100 piszczałek wytoczonych z lipy, jodły i dębu oraz ulanych z cyny. Najmniejsze miały kilkanaście centymetrów, największe 10 metrów. Ciekawostką jest to, że mnich był osobą skromną i pokorną, na organach nie umieścił swojego monogramu, tylko opata Jacka Rybińskiego.
Po 1788 roku dzieło brata Michała było dokańczane, kilka razy przebudowywane, unowocześniane i konserwowane.
Obecnie organy to połączone ze sobą (kablem) 3 instrumenty: duże organy, małe organy (znajdujące się w transepcie, czyli w pobliżu ołtarza głównego) i pozytyw organowy (małe, dziewięciogłosowe organy umieszczone w łuku między nawą główną a północną nawą boczną, znajdziecie je zaraz poniżej dużych organów). 110 głosów rzeczywistych (87 na głównym instrumencie), 7876 piszczałek (906 w małych organach), z czego najmniejsza ma 0,8 cm a największa 10 m.
Obecnie odbywają się w kościele koncerty organowe, których można wysłuchać o pełnych godzinach (harmonogram dostępny TU) oraz podczas Festiwalu muzyki Organowej.
Ciekawostka – na organach oliwskich grywał kompozytor i organista Feliks Nowowiejski, autor Roty i Legendy Bałtyku.
Niestety nie mam innego zdjęcia, jak to poniżej. Testowałam nowy aparat i udało mi się jedynie takie zdjęcie pstryknąć.
Może to i lepiej, niech podziała to na Waszą wyobraźnię. Zabierzcie dzieciaki i sami poszukajcie aniołków, księżyca , słońca i gwiazd.
Jeszcze jedna cyfrowa ciekawostka! Wiecie, że Katedra Oliwska jest najdłuższym kościołem w Polsce i najdłuższym kościołem cysterskim na świecie? Ma aż 107 metrów (wewnątrz 97,6 m).
I tak wysłuchałam sobie samotnie koncertu, udałam się do parku i spacerując najpierw w części angielskiej potem francuskiej czekałam aż się obudzi moja śpiąca królewna. Podzielę się z Wami jeszcze jedną ciekawą informacją, a właściwie to mam dla Was zadanie. Jak pewnie wiecie w Parku Oliwskim znajduje się wiele gatunków drzew z całego świata. Są one dobrze podpisane, zwróćcie na to uwagę. Można znaleźć okazy z każdego kontynentu. Spróbujcie znaleźć drzewo, którego liście przedstawiam Wam na załączonym obrazku.
To bardzo ciekawa roślina. Podobno rozróżnia się postać żeńską i męską. Żeńska, gdy jest dojrzewająca podobno bardzo nieładnie pachnie. W Parku Oliwskim znajduje się okaz męski. Wiecie co to za drzewo? Jeśli je znajdziecie napiszcie jak się nazywa i skąd pochodzi. Dla ułatwienia podam, że znajduje się ono blisko miejsca, w którym uwielbiają się fotografować młode pary.
Ja wciąż czekałam, aż moja śpiąca królewna się obudzi. Chodziłam i robiłam zdjęcia.
Obudziła się w części francuskiej parku, czyli tej symetrycznej, geometrycznej, uporządkowanej. Pobiegała trochę przed Pałacem Opatów. Zjadła banana, jabłko, napiła się wody i czas nam było w drogę powrotną do domu. Wg moich planów spać miała właśnie podczas tej drogi, ale jak wiecie plany planami, a maluchowi radość. Dla mamy może trochę mniej, kiedy znów trzeba było się gimnastykować, by podróż autobusem minęła przyjemnie. Na szczęście się udało.
Wycieczkę mimo wszystko zaliczam do udanych. Dla mnie każda wycieczka jest lepsza niż kolejny dzień podobny do innych. Mamy wspomnienia i wesołe zdjęcia. Tym bardziej, że są one zrobione właśnie w Parku Oliwskim, a to jedno z moich ulubionych miejsc w Trójmieście. A to, że nie udało się nam wspólnie wysłuchać koncertu, to tylko powód do tego, by znów tam wrócić.