Wakacje w pełni. Czas na obiecany wpis o trójmiejskich muzeach. Mam nadzieję, że choć trochę uda mi się Was zainspirować. Jeśli przegapiliście wpis o tym jak zwiedzać z dziećmi muzea to klikajcie tu: KLIK KLIK. Tymczasem ja zabieram Was w krótką, ale ciekawą podróż. Do gdyńskich muzeów. I przypominam, że to wcale nie będzie wpis stworzony przez przewodnika po Trójmieście. To będzie wpis stworzony przez kobietę, która jest Mamą trójki dzieci, kocha zwiedzać, otaczać się pięknymi przedmiotami i kolorować sobie życie w możliwie łatwy, najprostszy, choć nieoczywisty sposób. I do tego wciąga w to własne dzieciaki.
GDYNIA - kochamy Gdynię! Pierwsze skojarzenia? Morze, młodość i nowoczesność. A jeśli morze to i port oraz statki. Jachty, Dar Pomorza i Młodzieży czy Błyskawica. Wycieczkowce czy drobnicowce i masowce stojące w porcie czy na redzie. A obok modernizm, architektura, design, nowoczesne wnętrza, duże, modne przestrzenie. Będąc w Gdyni, planując zwiedzanie muzeów, warto przedstawić dzieciom pokrótce historię tego uroczego miejsca. Opowiedzieć o tym jak powstawało miasto. Głośno było o ostatnich, 90-tych urodzinach Gdyni, jednak pierwsza wzmianka pojawiła się o niej już w 1253 roku. Przez te wszystkie stulecia w wiosce Gdynia mieszkali rybacy, rolnicy. Aż w XIX wieku pokochali to miejsce także letnicy. Zaczęło przyjeżdżać tu coraz więcej dzieci, które tak jak każde kochały stawiać babki, biegać po plaży i kąpać się w morzu. Dzieci budowały ZAMKI Z PIASKU, a ludzie przybywający tu z całej Polski w latach dwudziestych XX wieku zaczęli budować wielki PORT, spełniając tym samym swoje marzenia o lepszym życiu. Tak powstało miasto z morza i marzeń. Lata trzydzieste natomiast to czas MODERNIZMU, który do dziś możemy podziwiać. Cóż znaczy to trudne słowo? To styl architektoniczny w jakim wznoszono w Gdyni domy. To budynki wyglądające jak figury geometryczne, duże bryły. W środku wygodne do mieszkania, funkcjonalne, przestronne. Z zewnątrz bez zbędnych detali, jasne, czasem zaokrąglone, z płaskimi dachami, a czasem z dobudowanym na dachach czymś na kształt komina czy mostka kapitańskiego. Właściwie bardzo często całe te budynki przypominają wielkie statki, transatlantyki. I te jasne elewacje. Gdynia zyskała dzięki nim miano „białego miasta”.
MUZEUM MIASTA GDYNI - dawniej uwielbiałyśmy tam zaglądać, by snuć opowieści o rodzącym się mieście. Podobały nam się zgromadzone tam rekwizyty i zakamarki. Wioska, letnicy, port, Kwiatkowski, Wenda, Solidarność, wystawy czasowe. Było o czym rozmawiać. Obecnie wystawa stała muzeum się zmienia. W tej chwili obejrzeć można szalenie ciekawą wystawę NARODZINY MIASTA. GDYŃSKI MODERNIZM W DWUDZIESTOLECIU MIĘDZYWOJENNYM. Pomaga zrozumieć miasto i jeszcze bardziej je pokochać. Więcej o wystawie przeczytacie tu: KILK KLIK.
Muzeum jednak to nie tylko wystawa, ale także liczne spotkania, warsztaty, wydarzenia, tak dla dzieci jak i dorosłych. Jest też możliwość zorganizowania tam urodzin dla kilkulatków. Podobno są bardzo ciekawe. Kto wie, może i moje dzieciaki kiedyś je „przetestują”. I koniecznie zerknijcie na stronę muzeum. Jest bardzo ciekawa oferta wakacyjna dla dzeci.
Z niecierpliwością czekamy na nową odsłonę muzeum.
Muszę się jeszcze z Wami podzielić tym, co ja szczególnie uwielbiam w Muzeum Miasta Gdyni: wykłady dra Jacka Friedricha. To człowiek wielkiej pasji, pełen zachwytu i emocji. Uwaga! To zaraźliwa choroba! Ja uwielbiam. Mogę się zarażać.
Wpadajcie do muzeum w drodze na plażę lub gdy tylko ta plaża się Wam już znudzi. Warto! I zimą też warto!
MUZEUM EMIGRACJI - kiedyś będąc w Muzeum Miasta Gdyni obejrzałyśmy wystawę zdjęć poświęconą transatlantykom MS Batory i TSS Stefan Batory. Fotografie zrobiły na nas ogromne wrażenie. Pamiętam, jak powiedziałam wtedy moim Smerfetkom, by wyobraziły sobie, że zaraz muszą się spakować, zabrać tylko najpotrzebniejsze rzeczy, bo za dzień, może dwa wypływamy wielkim statkiem w daleką daleką podróż, przez Ocean Atlantycki. I kto wie? Może już nigdy tu nie wrócimy. Zrobiło to na nich ogromne wrażenie i, jak się potem okazało, był to świetny wstęp do odwiedzin Muzeum Emigracji. Odwiedzając to miejsce możecie przeżyć taką właśnie wielką przygodę podróżując z rodziną Sikorów najpierw furmanką z Chmielnika, małej, biednej galicyjskiej wsi do dworca w Rzeszowie, następnie pociągiem do Bremy, by stamtąd parowcem popłynąć do Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. To niezwykła przygoda pełna wrażeń dzięki ciekawie przygotowanej wystawie. Kluczową rolę odgrywają tam dźwięki i scenografia. Są jednak momenty/miejsca, które mogą odrobinę przerazić najmłodsze dzieci. Przetestowałam jednak spacer po muzeum z moją trzylatką i co mogę poradzić to to, by po prostu szybko te miejsca ominąć. W zamian za to na maluszki czeka sala zabaw. Mojej najmłodszej Smerfetce bardzo przypadło do gustu pakowanie walizki na różne wyprawy na wielkim dotykowym ekranie.
My zachwycamy się jednak nie tylko samym Muzeum Emigracji czy budynkiem Dworca Morskiego, który przecież ma szalenie ciekawą historię, ale i całym portem. Do tego miejsca w szczególności warto wybrać się komunikacją miejską, nie samochodem, by już od pierwszych chwil, ruszając np. z ulicy Świętojańskiej dalej przez Portową, Wendy, Chrzanowskiego i wreszcie Polską wędrować wsłuchując się w odgłosy dochodzące ze stoczni czy portu, poczuć zapachy tego portowego klimatu, a na końcu poczuć wiatr we włosach stojąc na Nabrzeżu Portowym. To trzeba przeżyć w całości, w pakiecie, bo właśnie wtedy jest to cudowna wycieczka. Gwarantuję!
MINI MUZEUM "BANKOWIEC" - jeśli macie ochotę zrobić w mieście Gdyni coś kompletnie innego niż każdy inny mieszkaniec czy turysta, zmienić przetarte od lat szlaki zajrzyjcie właśnie tu. Mini Muzeum znajduje się w podziemiach budynku Banku Gospodarstwa Krajowego, a powstało dzięki prywatnej inicjatywie niezwykle miłej Pani Marii Piradoff-Link. Zamysłem Pani Marii było ocalenie wartościowych przedmiotów z oryginalnego wyposażenia budynku z lat 30-tych, których pozbywali się mieszkańcy.
BGK ze względu na swoją kubaturę (jest ogromny, sama jego długość wzdłuż ul. 3 Maja wynosi ponad 90 metrów) i wyposażenie stanowił jeden z najnowocześniejszych i najbardziej luksusowych budynków Gdyni międzywojennej. Posiadał pierwszy w mieście podziemny garaż, a także schron. Budynek zamieszkiwali lekarze i adwokaci, a witał ich i życzył dobrej nocy portier. I to o tych ludziach właśnie, zgromadzonych przedmiotach czy gorsecikach niezwykle opowiadała nam Pani Maria. Byłyśmy oczarowane wizytą w tym muzeum. Zaskoczone także ilością eksponatów. Wspaniale ocalone od zapomnienia. Podziwiam inicjatywę i dziękuję Pani Marii za podróż w inną czasoprzestrzeń.
Aby odwiedzić muzeum należy skontaktować się z Panią Maria poprzez facebookowy fanpage Mini Muzeum Bankowiec.
DAR POMORZA - gdy mieszka się w Gdyni, bądź tu przyjeżdża marzy się o tym, by stanąć za sterem. Choć małego stateczku, jachciku. A gdyby tak mieć możliwość stanąć za sterem wielkiego żaglowca, fregaty? Można to zrobić odwiedzając Dar Pomorza zacumowany tuż przy Nabrzeżu Pomorskim, stanowiący obecnie oddział Narodowego Muzeum Morskiego. To przepiekny, wspaniale prezentujący się trzymasztowy żaglowiec, który niegdyś pełnił funkcję statku szkoleniowego Państwowej Szkoły Morskiej w Gdyni. Podczas całej służby pod polską banderą podobno odbył 102 rejsy, odwiedził 342 porty na świecie, przebył około pięciuset tysięcy mil morskich i wyszkolił na swoim pokładzie około trzynastu tysięcy słuchaczy i studentów Szkoły Morskiej. Na jego pokładzie Wasze dzieci mogą zobaczyć miejsce spania i spożywania posiłków przez praktykantów, oficerów i oficerów starszych, magazyn żagli czy maszynownię. Ciekawostką jest to, że na Darze Pomorza w latach 1938-39 służył jako starszy oficer Karol Olgierd Borchardt. Więcej na ten temat przeczytacie tu: KLIK
Kochamy to miejsce i często tam zaglądamy!
ORP "BŁYSKAWICA" - pływające muzeum także zacumowane, po sąsiedzku, tuż obok Daru Pomorza, przy Nabrzeżu Pomorskim. Należy do Muzeum Marynarki Wojennej. Dumnie się prezentuje i bardzo słusznie! To jeden z najbardziej zasłużonych okrętów Polskiej Marynarki Wojennej. Został zbudowany w 1937 roku w brytyjskiej stoczni Cowes wraz z bliźniaczym „Gromem”. Brał udział w wielu zadaniach bojowych, był wielokrotnie atakowany przez niemieckie lotnictwo, ratował innych, ale sam także tracił. Po jednej z akcji stwierdzono, iż okręt ma około 200 przebić w poszyciu.
Nie jesteśmy fankami militariów i takie miejsca odwiedzamy znacznie rzadziej. Natomiast myślę, że to nie lada gratka szczególnie dla chłopców. Jest tu wiele do obejrzenia, imponujące są wszechobecne liczby znajdujące się w opisach dział, określające ich możliwości, moc, zasięg. Największe wrażenie jednak zrobiło na nas przejście przez kocioł główny. Warto, naprawdę warto.
WAŻNE: Swoboda poruszania się po wspomnianych muzeach pływających jest ograniczona. Można wejść tam z dziećmi, ale wózek dziecięcy trzeba pozostawić na pokładzie głównym lub na nabrzeżu. Są one jednak pilnowane. Jeśli mamy ze sobą niemowlaki warto na czas zwiedzania zabrać chustę lub nosidło. Wy, rodzice, poczujecie się dzięki temu komfortowo i bezpiecznie. Kilkulatki pomimo stromych schodów spokojnie sobie poradzą.
MUZEUM MARYNARKI WOJENNEJ - przyznam, że moje dzieci jeszcze nie zwiedziły całego muzeum i o ich wrażeniach niewiele jestem w stanie Wam opowiedzieć. Tak jak wcześniej wspomniałam, nie przepadamy za militariami. Wiem jednak, że musimy to miejsce odwiedzić. Tym bardziej, że miałyśmy okazję wspólnie zobaczyć ekspozycję plenerową, którą z pewnością nie jeden raz mijaliście przy Bulwarze Nadmorskim i ona bardzo nam się podobała. Wszystko zatem przed nami. Zdradzę Wam też, że na dachu muzeum można zjeść (tu zaryzykuję stwierdzenie) jedną z najpyszniejszych pizz w mieście. Polecam.
GDYŃSKIE MUZEUM MOTORYZACJI - nie udało sie nam jeszcze tutaj dotrzeć. Może uda się w te wakacje? Zobaczymy.
P.s. Przypominam, że na blogu już można podpisać PETYCJĘ w sprawie uzyskania ciekawej oferty biletu rodzinnego na przejazdy komunikacją miejską w Trójmieście. Razem możemy osiągnąć cel. Wesprzyjcie proszę akcję. To zajmuje tylko chwilę. Dziekuję.
PODPISZ PETYCJĘ TU: KLIK