„Kochana Leno. Jestem w tej chwili na plaży, wykąpałam się już i wygrzewam w słońcu. W Orłowie jest o wiele ładniej niż w Jastarni. Bardzo jestem zadowolona, że tu przyjechałam. A Ty najdroższa, kiedy się wybierasz? Co tam nowego. Pismo moje na pewno nieszczególne, piszę na aparacie fotograficznym. Dużo całusów i pozdrowienie dla wszystkich.”
Orłowo, lipiec 1936
Jacek Dworakowski, POCZTÓWKI Z WYBRZEŻA czyli historia na kartach zapisana.
Drodzy Frajdowicze! Przygotowuję dla Was wpis z cyklu Planujemy wakacje. Jako że nie zdążę go wypuścić przed świętami pomyślałam sobie, że przygotuję dla Was taką małą niespodziankę – relację z jednego z naszych sierpniowych spacerów po Orłowie. I może wielu z Was pomyśli, że to banał, bo pewnie wiele razy tam byliście, zachęcam Was jednak do lektury, bo kto wie, może odkryjecie coś o czym wcześniej nie mieliście pojęcia.
Orłowo, a dokładnie morze, molo, plażę, Promenadę Królowej Marysieńki, Domek Żeromskiego, plac zabaw uwielbiamy. Jest to jedno z naszych absolutnie obowiązkowych miejsc wiosenno-letnio-jesienno-zimowych. Całorocznych! Latem jednak uwielbiamy je szczególnie i jesteśmy tam najczęściej. Zawsze odkrywamy coś nowego, odbywamy nowe, fascynujące rozmowy, widzimy innych ludzi. Nie wiem czy to miejsce kiedykolwiek się nam znudzi. I prawie zawsze jeździmy tam autobusem. W sierpniu zrobiłam fotoreportaż ze spaceru, ale nie zdążyłam go umieścić na Frajdzie. Teraz pomyślałam, że skoro wiosna w pełni , idą Święta i może szukacie pomysłu na spędzenie wolego czasu z rodziną to jest to okazja, by zachęcić Was do takiego cudownego spaceru. Bo on jest cudowny, obojętnie kiedy byście tam nie pojechali. Oczywiście też wiele zależy od Waszego nastawienia, ale myślę, że skoro polubiliście Frajdę to nastawienie macie bardzo pozytywne.
Cóż, zapraszam Was na cudny spacer!
Pewnego sierpniowego dnia zapakowałam całą moją trójkę (wówczas dziewczynki w wieku 7, prawie 6 lat i 8 miesięcy) zabierając kanapki, wodę mineralną, herbatniki, sweterki, płaszcze przeciwdeszczowe i zestaw dla niemowlaka: obiadek, kaszkę, wodę, pieluchy, podkład do przewijania, kocyk oraz grzechotkę i w Gdyni Dąbrowie wsiadłam z nimi w trolejbus linii 31 udając się na przystanek Orłowo SKM –Orłowska. Stamtąd ruszyłyśmy wprost na ulicę Orłowską (przez długi czas po wojnie nazywaną ulicą Bohaterów Stalingradu) rozpoczynając wędrówkę w stronę morza. Po drodze mogłyśmy podziwiać zmieniającą się okolicę…
… i znaleźć skarby taki jak ten na załączonym obrazku. Zgadnijcie, gdzie zostało zrobione to zdjęcie? Sprawdźcie sami, poszukajcie. Mała podpowiedź – zaglądajcie za płoty.
Warto też wtedy wspomnieć dzieciakom krótko o historii tej niezwykle reprezentacyjnej dzielnicy Gdyni, kiedyś małej osady rybackiej, później letniska. Przez kilka setek lat istniała tu mała przystań rybacka. W 1308 roku jej właścicielami byli panowie o imieniu Jan i Jakub. W pierwszej połowie XIX wieku na terenach należących do Kolibek oraz częściowo do Redłowa i Małego Kacka, tuż przy ujściu rzeki o nazwie Kacza (znacie ją?) do morza pewien żeglarz o imieniu Jan Adler kupił kawałek ziemi i postawił na nim gospodę. W miejsce to, niezwykle urokliwe, z malowniczą plażą u stóp zalesionej krawędzi Kępy Redłowskiej, przyjeżdżało coraz więcej letników. Otwarcie w 1870 roku lini kolejowej z dworcem w Małym Kacku tylko spowodowało jeszcze większy rozwój orłowskiego letniska. A dlaczego „orłowskiego”? Jedni twierdzą, że nazwa bierze się od nazwiska Jana Adlera (po niemiecku adler znaczy orzeł), inni że od legendy o walce orłów, o której wspomnę później. Jedno jest pewne. Orłowo stawało się coraz bardziej popularne. Budowano nowe domy, powstał Dom Kuracyjny. Największy rozkwit przeżywało w okresie międzywojennym. Wówczas powstało kąpielisko z prawdziwego zdarzenia. Nawet molo miało wtedy 430 metrów! Powstały liczne wille i pensjonaty. Wybudowano nową stację kolejową „Orłowo Morskie” i tarasowe łazienki kąpielowe. Gmina Orłowo Morskie została włączona do Gdyni. Teraz nadal możemy podziwiać uroki tego miejsca.
Dzieciaki zwykle nie mogą doczekać się widoku morza i …placu zabaw, który zaraz za widokiem morza i mola wyłania się po prawej stronie ulicy Orłowskiej. Tak było i w tym przypadku. Spacer nad morzem rozpoczęłyśmy właśnie od kilkunastominutowej zabawy na tym placu zabaw.
Krótkie spojrzenie na molo i dalej ruszyłyśmy ulicą Orłowską w stronę Przystani Rybackiej.
Wiecie może kto siedzi na tej ławeczce?
To Antoni Suchanek (1901-1982), malarz marynista blisko związany z Orłowem. Gdy miał 20 lat pierwszy raz znalazł się nad morzem. O tej pory często tu powracał. Po życiowych wojennych zawirowaniach postanowił zamieszkać w Gdyni Orłowie. Spędził tu resztę życia. Malował port, stocznie i morskie pejzaże. Od 2009 roku siedzi na ławeczce i spoglądając w morze szuka inspiracji do swojego nowego działa. Mam dla Was propozycję. Zabierzcie ze sobą kredki i blok rysunkowy, usiądźcie z dzieciakami na ławce i zacznijcie rysować.
To będzie też dobra okazja do tego, by spoglądając w morze opowiedzieć (przeczytać) dzieciakom pewną legendę, którą wyszukałam w jednej z książek. Podzielę się nią z Wami. Jest lekko mrożąca krew żyłach, jeśli uważacie, że nieodpowiednia dla Waszych dzieci radzę po prostu ominąć kilka zdań i ubrać opowieść we własne słowa. Gdy jednak przeczytacie ją dzieciakom z odpowiednią dawką dramatyzmu w głosie, może nawet do tego gestykulując, budując napięcie tak, by wyobraziły sobie całą tę sytuację to, uwierzcie mi, długo będą wspominać tę historię.
XVII wiek, Reinhold Curicke, Die Stadt Danzig historische beschreibung (Historyczne opisanie miasta Gdańska).
„Miał on miejsce szóstego dnia stycznia 1666 roku w dniu święta Trzech Króli w okolicy Kolibki (Kolipke), półtorej mili od Gdańska. Wówczas liczni rybacy ujrzeli z brzegu, w odległości strzału z muszkietu, dwa w powietrzu nad morzem walczące orły przednie (niem. Stein Adler), co w tych okolicach było przypadkiem niespotykanym. Orły te, zachowując się bardzo głośno, o dużych rozmiarach, rozpiętości skrzydeł dwóch łokci, walczyły ze sobą zaciekle od pierwszej do trzeciej godziny po południu. Jeden starał się zaskoczyć drugiego atakiem. Dopadły do siebie, zadając uderzenia szponami i szarpiąc dziobami. Wzajemnie atakowały się tak zaciekle, żę wyrywane pióra unosiły się w powietrzu. W końcu silniejszy swoimi szponami i dziobem ujął przeciwnika i szamocąc się zdołał go opanować. Tak ze sobą połączone ptaki wpadły do morza. Zobaczywszy to rybacy podpłynęli łodziami do orłów. Zobaczyli wtedy, że zwycięzca raz po raz topił swojego przeciwnika w wodzie, a dziobem zrobił dziurę w jego głowie. Śmierć zwyciężonego nie była skutkiem okaleczenia głowy, lecz utopienia. Zwycięski orzeł nie puścił jednak topielca. Nie mógł tego uczynić, gdyż zwycięzca i pokonany szczepieni byli ze sobą szponami. Sprawiło to, że rybacy wydobyli oba orły i następnego dnia zawieźli je do Gdańska.”
Udałyśmy się w dalszą drogę przechodząc po mostku nad rzeką Kaczą. Czy wiecie, że znana dobrze wszystkim gdynianom Kacza to najdłuższa rzeka przepływająca przez Gdynię, a nazwę zawdzięcza lubiącym w niej pływać kaczkom?
Głównym celem naszej wyprawy było pospacerować brzegiem morza aż pod sam klif. Jako że miałam wózek postanowiłam spytać rybaków, czy mogę go tam u nich zostawić na jakiś czas. Nie było z tym żadnych problemów. Przy okazji ucięłyśmy sobie z panami rybakami miłą pogawędkę o tym jak wyglądała ich praca przed 20, 30, 40-stu laty, o połowach, o człowieku na morzu. Dziewczynki z dużą ciekawością przyglądały się wykonywanym przez nich czynnościom. Wiele się dowiedziałyśmy. Was też zachęcam do takich rozmów. A jeśli wybierzecie się do Orłowa bardzo wczesnym rankiem może zdążycie kupić świeżą rybę.
Zawinęłam małą w chustę i udałyśmy się na spacer po plaży z widokiem na Kępę Redłowską i jej klif czyli część najbardziej wysuniętą w morze. Prawda, że jest piękna? W najwyższym punkcie ma aż 90 m n.p.m. Znajduje się tu najstarszy na Pomorzu Rezerwat Przyrody Kępa Redłowska. To dobra okazja, by porozmawiać z dziećmi o tym czym jest rezerwat i jak należy się w nim zachowywać. Znajdują się tu niezwykle rzadkie gatunki roślin. Wiecie, że to właśnie tu znajduje się południowa granica występowania jarząbu szwedzkiego, stanowiącego relikt epoki lodowcowej?
Po kilkudziesięciu minutach spacerowania, znalezieniu tony sercówek i cudnych kamyczków dzieciaki zaczęły się robić głodne. Starsze zjadły kanapki, ale najmłodszą musiałam nakarmić, a do tego potrzebny był cały nasz ekwipunek. Postanowiłyśmy wracać. Oto co ciekawego minęłyśmy wracając ulicą Orłowską:
Figurę Chrystusa „Błogosławieństwo Morza” – wiecie, że pierwsza stała tu już w 1924 roku? Została zniszczona w czasie II wojny światowej. W 2004 roku odtworzył ją gdyński rzeźbiarz Zdzisław Koseda. Czy ktoś z Was wie autorem jakich jeszcze innych pomników jest ten rzeźbiarz? Jeden z nich znajduje sie przy Promenadzie Królowej Marysieńki. Poszukajcie.
Dom Kuracyjny – czy wiecie, że istnieje od początku XX wieku? Obecnie pełni funkcję mieszkalną. Ja najbardziej kojarzę ten budynek z jednego z odcinków serialu „07 zgłoś się”. Opowiadałam o tym dzieciakom. Kiedyś go razem obejrzymy .
Skansen Rybołówstwa Morskiego – właściwie sama nie wiedziałam, że to się tak fachowo nazywa, dopóki nie zabrałam się za pisanie dla Was tego posta. A tyle razy tamtędy przechodziłyśmy. Łodzi i sieci rybackich można dotknąć, co jest dla dzieciaków wielka FRAJDĄ.
Szybko odebrałyśmy wózek, pięknie podziękowałyśmy i popędziłyśmy na lody do Domku Żeromskiego. Byliście tam kiedyś? To dawny dom rybacki, w którym latem 1920 roku mieszkał Stefan Żeromski i prawdopodobnie właśnie w tym domku pisał powieść „Wiatr od morza”.
Przytoczę Wam ciekawy cytat:
" (...) Tu i tam pobiegną w ciągu lat kilometry betonowych i kamiennych bulwarów i placów. Tam gdzie teraz wałęsają się (...) łaciate kozy (...) gęgają siodłate gęsi (...) - zaświszczą sygnały i syreny setek kotłów, bić będą wniebogłosy (...) tysiące młotów, warczeć będą maszyny, śpiewać będą pracownicy, przygotowywać się do podróży wokół globu ziemskiego polskie okręty i młodzi polscy marynarze (...)"
Stefan Żeromski, Wiatr od morza, 1922 rok.
Na parterze domku mieście się kawiarnia z ekspozycją pamiątek związanych ze Stefanem Żeromskim...
... na piętrze zaś swoją siedzibę ma Towarzystwo Przyjaciół Orłowa. Zajrzyjcie tam w weekendy. Przy odrobinie szczęścia spotkacie tam miłośników Gdyni, Orłowa i samego Stefana Żeromskiego i dowiecie się wielu ciekawostek. Polecam zajrzeć na piętro! Wielka atrakcja dla dzieciaków.
Zjadłyśmy lody, nakarmiłam najmłodszą smerfetkę obiadkiem, chwilę odpoczęłyśmy i udałyśmy się na molo.
Po drodze minęłyśmy Adelrówkę, czyli dawną gospodę Adlershorst (niem. „Gniazdo Orła”) z pierwszej połowy XIX wieku, do której też lubimy zajść. Budynek użytkowany jest przez Zespół Szkół Plastycznych w Gdyni, a w mieszczącej się tam Galerii Debiut można oglądać parce uczniów szkoły. Bardzo ciekawe zresztą.
Jak wspomniałam wcześniej w okresie międzywojennym molo miało długość aż 430 metrów!, by mogło służyć jako przystań dla statków białej floty. Obecnie ma charakter wyłącznie spacerowy i ma … no właśnie, jak myślicie ile metrów? Zgadnijcie!
Lubimy spacerować po molo, to dobre miejsce na pamiątkowe, rodzinne zdjęcia. I oczywiście wspaniale podziwia się z niego to co na lądzie.
Czasem też kusi nas oglądanie statków z bliska…
A czy wiecie co to jest? Oczywiście, że wiecie, bo każde dziecko wie, że jest to?... Aurelia aurita, czyli Chełbia modra, czyli potocznie nazywana przez wszystkie dzieci MEDUZA!
Dalszą naszą wyprawę skierowałyśmy na Promenadę Królowej Marysieńki. A dlaczego Marysieńki? Mowa o królowej Polski, żonie króla Jana III Sobieskiego. Przez to , że urzekła ją polska kultura i uczyła się języka polskiego zyskała wśród Polaków przydomek Marysieńka. Podobno wraz z mężem bywała w Kolibkach, stąd nazwa promenady. Czy wiecie, że Jan III Sobieski był jej drugim mężem i podobno miała z nim aż trzynaścioro dzieci? Spacer tą promenadą jest niezwykły. Z każdego jej odcinka inaczej prezentuje się morze. I widok dzików też nie jest nam w tym miejscu obcy.
A dojść nią można wiecie gdzie? Do Sceny Letniej Teatru Miejskiego (wejście na plażę nr 17). Byliście kiedyś na może na jakimś przedstawieniu? Ja uwielbiam to miejsce. Dla mnie osobiście nie jest nawet ważne co dzieje się na scenie. Obcowanie ze sztuką w tak wspaniałym plenerze, przy szumiących falach morza, jego zapachu, a późnym wieczorem przy widoku księżyca odbijającym się w tafli wody czy światłek na Pólwyspie Helksim jest niezapomnianym przeżyciem. Polecam! W niedziele odbywa się też czytanie bajek dla dzieci. Gośćmi są ważne osobistości, znani gdynianie. Wstęp wolny.
Dzień powoli się kończył. Zanim wybrałyśmy się w drogę powrotną do domu promenadą udałyśmy się na odpoczynek i ponowne karmienie najmłodszej córeczki na plażę.
Starsze dziewczynki bawiły się w piasku...
...najmłodsza wgryzała się w butelkę wody mineralnej...
...a ja przyglądałam się sesji zdjęciowej młodej pary, co jest bardzo częstym widokiem w tym miejscu.
I jak tu nie kochać Orłowa? Wróciłyśmy do domu trolejbusem linii 31 zmęczone, ale z wielkim uśmiechem na twarzy.
Drodzy Frajdowicze! Czemu Was tam jeszcze nie ma?
P.s. Jeśli chcecie dowiedzieć się jeszcze więcej o Orłowie polecam ksiązki:
Kazimierz Małkowski, Dariusz Małszycki, Nowy Bedeker Gdyński
Kazimierz Małkowski, Kolibki Orłowo Redłowo Mały Kack
Bardzo dziękuję za miłe słowa. Nie zawsze jednak jest tak wspaniale, różowo, słodko. Bywa różnie, jak to w życiu. Z organizajcą też bywa różnie, nie zawsze plany, które mam wychodzą. Wydaje mi sie jednak, że im więcej mam obowiązków, dzieci, marzeń to jestem bardziej zorganizowana. Ujęła bym to tak: nie ma czasu na marnowanie czasu. Zycie wymusza, by układać sobie wszystko w głowie tak, by jakoś to szalone, niemożliwe szybkie życie ogarnąć. A taka wycieczka jest świetnym lekarstwem na wszystko i zwykle bardzo nas te wypady cieszą. Stąd ta radość. Wam wszystkim też polecam. :-)
Danusiu, ilekroć czytam Twoje posty, jestem pełna podziwu dla Twojej organizacji! Jak Ty to wszystko ogarniasz?! Niesamowite! Jak zawsze, i tym razem, zamieściłaś przecudne zdjęcia, na których wspaniale uchwyciłaś nastrój chwili. Fantastycznie!