Drogie Mamy, Drodzy Tatusiowie. Z moimi starszymi córkami spędziłam w domu na urlopie wychowawczym 4 i pół roku (z drobną przerwą). Dla mnie był to jeden z najszczęśliwszych okresów w moim życiu. Spacery , wycieczki, malowanie, rysowanie, wyklejanie, czytanie, zabawy, piosenki, tańce. Można by tak jeszcze długo wymieniać. W trakcie tych lat wiele razy koleżanki pytały mnie „jak ja wytrzymuję tak ciągle siedząc w domu”. Zawsze mnie to dziwiło, przecież nikt mnie nie zamknął w domu na klucz! Domyślam się jednak o co mogło im chodzić. Owszem, były gorsze chwile, wkradała się nuda, rutyna. By jednak nie zwariować urozmaicałam sobie ten czas wyjściami do kina czy teatru. Kiedy jednak finanse czy raczej ich brak, a także brak możliwości logistyczno – technicznych nie pozwalały na tego typu rozrywkę ja realizowałam się w domu. Gdy dzieci szły spać ruszałam do boju. Zabierałam się za pieczenie, gotowanie, robienie nalewek, planowanie remontu czy uroczystości rodzinnych, wszelkiego rodzaju rękodzieło typu wykonywanie zaproszeń czy kartek świątecznych. To mnie niezwykle odprężało i dawało ogromną satysfakcję. Nigdy też nie byłam mamą, która zaczytywała się w pismach typu Dziecko itp. Raczej był to Twój Styl, Kuchnia, Weranda czy przewodniki turystyczne. Stamtąd czerpałam inspiracje. Odkryłam w sobie nowe pasje, o które się wcześniej nie podejrzewałam. Otworzyły się dla mnie nowe możliwości. Okazało się , że „siedząc w domu” można się niezwykle realizować. Do tego jest wesoło, bajecznie, kolorowo. Tylko trzeba chcieć! Spróbujcie!
Jedną z rzeczy, które zaczęłam robić odkąd urodziła się moja najstarsza córka jest nalewka z pigwy. W poście o jesiennej „depresji niedepresji” obiecałam Wam na nią przepis. I choć niestety, najprawdopodobniej, w tym roku w moim domu na stole świątecznym nie stanie w honorowym miejscu karafka z tym cudownym, złocistym trunkiem, ponieważ owoce pigwowca, które zawsze dostaję od mojej mamy prosto z jej ogródka zostały rozkradzione!!!, czym jestem absolutnie oburzona, czego nie mogę zrozumieć i przeżyć, to przepis tak jak obiecałam, zaraz Wam przedstawię. Znalazłam go kiedyś w jednej z kulinarnych gazet. Nalewka potocznie nazywana jest przeze mnie nalewką z pigwy, ale tak naprawdę robię ją z owoców pigwowca (przyznam, że właściwie uświadomiłam to sobie przed chwilą tworząc tego posta. Okazuje się, że jest różnica między pigwą a pigwowcem ).
Nalewka z pigwy
Składniki:
2 kg owoców pigwowca
25 dkg cukru
1 litr alkoholu (70-proc)
Przygotowanie:
Dojrzałe i umyte owoce pigwowca należy pokroić na plasterki, usuwając przy tym pestki. Następnie należy umieścić je w dużym słoju i zasypać cukrem. Słój zakręcić i odstawić na dwa dni, potrząsając nim od czasu do czasu tak, by cukier się rozpuścił. Po tym czasie należy dolać alkohol, słój zakręcić i pozostawić w ciemnym miejscu na około 6 tygodni. Następnie zlać nalewkę do butelek, owoce ponownie zasypać małą ilością cukru, by ten wyciągnął z nich pozostałą część alkoholu. Po całkowitym rozpuszczeniu się cukru należy zlać resztę nalewki do butelek i pozostawić do zimy.
To przepis podstawowy. Takie były moje początki. Ostatnio wraz z mężem przyrządzamy tę nalewkę komponując składniki tak trochę na wyczucie. Zwykle pigwowca mamy więcej niż 2 kilogramy, zasypujemy go cukrem „tak na oko” (zwykle dużo więcej niż w przepisie, gdyż i pigwowca dużo i pigwowiec jest dość kwaśny) i dodajemy 1 butelkę spirytusu i 2 butelki wódki. Trudno kroi się te owoce, gdyż są bardzo twarde. Można wspomóc się mikserem o ostrych nożach. W fazie końcowej zawijamy owoce w gazę, by wycisnąć każdą kroplę. Nic nie może się zmarnować! .
Wkładamy w te przygotowania wiele serca, nie mogąc doczekać się efektu. Nalewka wychodzi bardzo smaczna i do tego się świetnie prezentuje, zwłaszcza w finezyjnych karafkach. A jaka zdrowa! Owoce pigwowca (i pigwy także) mają wiele właściwości leczniczych. To wspaniały dodatek na świątecznym stole, cudowna chwila przyjemności w długi zimowy wieczór, zwłaszcza gdy dzieci smacznie śpią.
Polecam! Smacznego!
P.s. W sumie to nie dziwę się, że na pigwowca z przydomowego ogródka mojej mamy był w tym roku taki popyt. Wciąż jednak jestem tym faktem mocno oburzona!
Piękna jest też pigwa gruszkowa. U mojego sąsiada owocowała w tym roku. Nie mogłam oczu oderwać! I coooo? I mam roslinkę w ogródku - mam nadzieję, że się przyjmie :). Obejrzyj sobie też zdjecia w necie.
Danusiu, ja się piszę na degustację tej naleweczki :) pozdrawiam